środa, 9 lipca 2014

53. Dłuuugo nie pisałem

No cóż, 

Trochę mnie nie było ;p to ta wszechogarniająca niechęć do wszystkiego, to lenistwo, które chyba nie pozwoli mi zbytnio rozwinąć tego posta...

Od Paryża.

1. Kolejny weekend przyniósł ślub i wesele mojej kuzynki (tej bliższej, którą jednak widziałem po raz pierwszy od trzech, czterech lat... nie, nie była bliższa)

Naturalnie przetańczyłem wszystkie babcie, wdowy i dziewice (niektóre zaliczały się do dwóch grup, ale żadna wdowa nie była dziewicą :p). Jednak ta cała starszyzna była zbyt mało energiczna jak dla mnie, no i muzyka - hity z lat 90, yay! Para młoda miała gust...

No, przynajmniej do jedzenia miała. Albo chociaż deserów. Ach... długo by wymieniać. Wspomnę tylko o rozpierdalających podniebienie rogalikach, ciastach z orzechami i napojach (no, kto nie lubi coli? ;) )

Następnego dnia poprawiny - nic innego, jak więcej jedzenia. Cóż, było dobrze, choć... nie wytańczyłem się ;p

2. Nie pamiętam co prawda kolejnych weekendów, ale gdzieś w tym czasie skończyła się szkoła. U was też? Co za zbieg okoliczności.

Zwyczajowo się spóźniłem, głównie przez autobus. Dostaliśmy wszyscy takie zajebiste togi, rodem z Harrego Pottera (film i książki są dobre, ale takim psycho-fanem nie jestem, gwoli ścisłości) oraz zdecydowanie mniej zajebiste birety, standardowo dla chłopaków granatowe, dla dziewczyn czerwone. Starałem się unikać wkładania swojego, bo włosy nagle magicznie zaczynały wskakiwać mi na oczy, co... denerwowało.

Zakończenie klas trzecich na sali gimnastycznej, uroczyste przekazanie sztandaru, śpiewy chóru szkolnego, jak zwykle mało popularne oracje i popisy umiejętności nudzenia. I wszyscy z klasy po kolei na środek. Coroczna rutyna. Dyplom absolwenta, nagroda za pasek, uścisk dłoni wychowawczyni, uścisk dłoni prezesa dyrektora. I teraz zaczynają gadać o mega kujonach, niesamowitej pracy, super wynikach, pasku przez trzy lata, o ich przejebistości. Mowa o dziesięciu najlepszych, spośród których zostanie wybrany tzw. Primus Inter Pares (czyt. kujon-że-ja-pierdolę).

I wyczytują nominowanych. xxx xxx, xxx xxx, xxx xxx, xxx xxx, Ktoś albo Nikt...
O, kurwa, jestem nominowany :o Oczywiście zupełnie się tego nie spodziewałem, co z pewnością pokazał mój pośpiech w wybieganiu z miejsca połączony z silnym staraniem o prawidłowe włożenie biretu. Oczywiście wywołałem tym zachowaniem ogólną wesołość. Błazen wśród kujonów, kujon wśród błaznów. W sumie mi to pasuje.

Dobiegłem. Uścisk dłoni dyrektora, jakiś jeszcze uścisk (już nie pamiętam), dyplom, list gratulacyjny dla rodziców, książka-nagroda (jak zwykle pierdolnego formatu, którego nie da się nigdzie mądrze spakować), sówka-statuetka dla dziesięciu najlepszych, dyplomy laureata, formalne odczytanie osiągnięć każdego, biret błękitny. BIRET. Podwojenie mojej nienawiści.

No, nie narzekam - tyle dostać to niejeden by chciał. I czytają. Coś tam, coś tam, primus inter pares... otrzyma złoty biret.

TYLKO NIE KOLEJNY BIRET. Każdy muszę zdjąć, założyć następny i kwadrans poprawiać włosy wystające zza materiału. NIE CHCĘ BYĆ PRIMUSEM INTER PARES.

- ... zostaje... xxx xxx!

Tak. Pomijając kwestie biretu, zawsze stresuję się, gdy uwaga dużej grupy się na mnie skupia. Tak było z każdym wyjściem na środek, więc gdybym jeszcze został wyodrębniony z tego szeregu, to nie wiem, co bym zrobił. Szybkość poruszania się + 100%, nagła potrzeba podrapania się po nosie, policzku, kilkukrotnego poprawienia włosów - wszystkiego, co zdradziłoby moje poddenerwowanie.

... I tak dalej. Świadectwa odbierzecie jutro u wychowawców. Na koniec uroczyście rzuciliśmy birety w górę (rzuciłem swój granatowy, bo błękitny mi zakosili i odnalazł się dopiero następnego dnia).

Wracając do domu, bez żadnej reklamówki choćby, miałem spory problem xD Sówka mi spadła i lekko się potłukła ( w sumie to by się połamała, gdyby nie drut w środku statuetki).

3. A następnego dnia odebraliśmy świadectwa i (w końcu!) nasze zdjęcia klasowe. Tylko dwie czwórki, to chyba dobrze ;p A średnia przez te trzy lata tylko rosła ;p Tylko zachowanie mnie rozwaliło - wzorowe xD
Te punkty z zachowania tak mało znaczą... wystarczy przynosić korki i odnosić sukcesy w konkursach. Łatwizna!

Jednak świadectwa to nie wszystko. W tamten piątek cała klasa została zaproszona na grilla do jednego kolegi, jako naszą własną celebrację ukończenia gimnazjum. Przyszła większość. Ja załatwiłem (jako jedyny) kiełbasę na tego grilla (ach, ostatecznie to było ognisko), strasznie drogą zresztą, ale nie o ognisko tu chodzi xD To była wersja dla rodziców. Był alkohol, szisza, papierosy, zioła nie udało się komuś skombinować.

Paliliśmy sziszę z mamą kolegi (tak, jest zajebista, dała nam do niej swój tytoń i pomagała odpalić xD), biegaliśmy po ogromnym podwórku, skakaliśmy, bawiliśmy się z dwoma psami i trzema kotami ... ;p

ALE ta właściwa impreza (poza dwoma chłopakami, w tym M, którzy już o czternastej najebani chodzili xD) miała zacząć się dopiero, gdy większość dziewczyn poszła na noc do jednej z nich.

Szisza jakichś efektów na świadomość nie ma, zioła, jak wspomniałem, nie było, a nikt jakoś też nie pił więcej niż po toaście za klasę (no, jak miałem się nie przyłączyć - choć wciąż zamierzam kontrolować spożycie, nie wracam do dawnych zwyczajów, jak obrzygiwanie parkingów :/) - zatem w sumie nic się nie rozkręciło. Posiedzieliśmy przy ognisku i w końcu poszliśmy spać (dość późno) Nie mówię, że nie było miło.

Ja jako jedyny wziąłem sobie śpiwór - z dwóch powodów. Nie było dość miejsca. A po drugie, przyjęło się w klasie - nie wiem, kto poza wiedzącymi w to wierzy - że jestem gejem. Czy to w żarcie, czy to naprawdę, odmawia mi się pewnych kwestii związanych na przykład z naruszaniem przestrzeni osobistej. Cóż, przywykłem. Cóż, w niektórych przypadkach mają rację.

Ale z perspektywy czasu widzę, że no był chyba najwygodniejszy wybór :P Słysząc niezadowolone prychnięcia i odgłosy walki o miejsce na kanapie z pewnością nieprzeznaczonym dla trzech facetów naraz cieszyłem się, że leżę w śpiworze obok. Gdzieś do czwartej na zmianę gadaliśmy, popijając rum, i przełączaliśmy od niechcenia pomiędzy niezliczonymi pornosami wylewającymi się wręcz z telewizji o tej porze, gdzie w jednym filmie również piersi pewnej aktorki zdawały się wylewać poza ekran - w ten obrzydliwy, obwisły sposób... dość o tym xD

Taak, było zajebiście. A jeszcze wieczorem, odprowadzając dziewczyny, minęliśmy przejeżdżający transport... jakiejś ogromnej rakiety! Przypuszczamy, że to coś związanego z tarczą antyrakietową, widok był... lekko niepokojący. Polska chce zrzucić bombę atomową na Putina! (w sumie nie miałbym nic przeciwko)

4. A podczas wakacji, zgodnie z zamierzeniem, regularnie się spotykam z przyjaciółmi ;p Dzisiaj wróciłem z trzeciego wspólnego wyjścia, pojutrze idziemy na plażę. A w sobotę jadę na obóz ogarniać maluchy :D


Cały tekst napisałem jednym tchem, jest 3.15. Nie mam siły tego czytać, więc z góry (czy może z waszej perspektywy, z dołu) przepraszam za wszelkie niezrozumiałe dygresje, przejawy mało inteligentnego humoru, błędy, ii tak dalej :P Zostawcie trochę komentarzy, miło zobaczyć odpowiedź na efekt długiej pracy (gdybym poszedł spać wcześniej, nie czułbym tego głodu :c)
Uff, następna notka po obozie.