piątek, 20 czerwca 2014

52. Paryż

Hmm... wiecie co?

Nie piszcie komentarzy typu "ze mną zawsze możesz pogadać", "napisz do mnie", bo to z reguły bez sensu ;p
Doceniam to, oczywiście, ale za każdym razem się spóźniacie :D
Najczęściej po napisaniu posta odnotowuję poprawę humoru, a i samym smutkiem nierzadko karmię się jak chlebem, po prostu satysfakcjonuje mnie chyba czasem poużalać się nad sobą.

A poza tym... z trudem przychodzi mi otwierać się przed kimś. W sumie jeszcze przed nikim tego w pełni nie zrobiłem ;p

No i przepraszam za niepisanie ostatnie, ale... byłem w Paryżu :D

Od soboty do wtorku, więc w sumie nie usprawiedliwia mnie to w pełni, no ale... ważne że teraz coś wrzucam, nie?

Myślałem, że będzie mocno przereklamowany, ale nie pomyliłem się jedynie w kwestii zaśmiecenia miasta.

Nasze zakwaterowanie (bo z rodziną) ekonomiczne, jeden pokój, trzy łóżka na cztery osoby :P

Kabina prysznicowa z boku pokoju, półprzezroczysta (no zajebiście wręcz...), toaleta, która nie ma zamka w drzwiach (albo może raczej w furtce -.-)... ale szczęśliwie nie spędziliśmy tam zbyt dużo czasu.

Dużo się nachodziliśmy po mieście, podróżowaliśmy głównie metrem (istny labirynt xd), zwiedziliśmy następujące atrakcje:

Wieża Eiffla - 1.40 h czekania, ale słyszałem, ze szczytowo czeka się po 5 h, także nie narzekam. A widok naprawdę wart zobaczenia, szkoda tylko, że ogląda się go będąc zmęczonym staniem w kolejce ;p

Łuk Triumfalny - tu odzywa się pasja historyczna, przecież to Napoleon kazał wybudować :D Widokiem stamtąd również nie gardzę.

Notre Dame - katedra robi wrażenie. Tak z zewnątrz, jak i wewnątrz. Szkoda, że nie załapaliśmy się na wejście na dzwonnicę, ale trudno.

Hotel des Invalides - Ja znalazłem, ogromne muzeum wojen światowych i trzecia największa na świecie kolekcja broni i zbrój średniowiecznych. Mi się oglądało wspaniale, aż wychodzić się nie chce ;p Ale w końcu trzeba było ;/

Luwr - nie zwiedziłem całego, ale 2,5 piętra na 4 zajęło czas od 10 do 14, także uważam ów pałac za spokojnie i satysfakcjonująco zaliczony :3 Rzeźby i eksponaty z sal egipskich, etruskich, rzymskich, greckich, perskich, asyryjskich, babilońskich, sumeryjskich, irańskich, islamskich, także ogólnie całego lewantu, mezopotamii i bliskiego wschodu, no i zapewne różnych innych uważam za zobaczone. Francuskie malarstwo wielkoformatowe oraz malarstwo włoskie z Mona Lisą na czele również. Widziałem komnaty Napoleona III (nawiasem mówiąc - wiecie, jakiej wielkości jest standardowa kabina w kiblu szkolnym np.? To tam był taki, kurwa, żyrandol). Szklana piramida przed Luwrem, ogrody - wszystko ogromne.

Sacre Coeur - piękna bazylika na pięknym wzgórzu z pięknym widokiem na Paryż, ale wewnątrz budynku zdjęć nie można było robić ;p

Ponadto minęliśmy, po drodze robiąc zdjęcia, następujące budowle:
Conciergerie, Saint Chapelle, Tour Saint Jacques, Saint Germain l'Auxerrois, Grand Palais, Petit Palais, Palais Elysee(właściwie to nie mamy zdjęć, bo to pałac prezydencki), Ecole Militaire, Palais Royal, Trocadero, Montmartr, Moulin Rouge, Pont Alexandr III, Most Zakochanych (ten z kłódkami)... no i tyle pamiętam xD

Poza tym wszędzie w chuj pomników. Z jednym wiąże się ciekawa historia (yay, historia)
Idziemy obok Petit Palais, a tam pomnik. Tata do mnie:
- O, idący żołnierz, faaajny. Dawaj, jebnij fotkę.
A ja na to:
- Nie, no co ty, tato. Jak się chuja znasz, to i chuja mówić powinieneś. To jest mianowicie Georges Clemenceau, premier Francji podczas pierwszej wojny światowej, jeden z Wielkiej Czwórki.
A tata:
- Pierdolisz, synek! W chuja mnie robisz, przyznaj się!
- Dobrze gada synek, polać mu! - krzyczy nagle z tyłu policjant francuski, który okazał się być polakiem.
Pogadaliśmy chwilę miło, policjant mnie pochwalił jeszcze parę razy, i poszliśmy dalej. Mogliśmy sobie z nimi zdjęcie zrobić, by była pamiątka do opowiadania :D Oczywiście cała rozmowa została przeze mnie spreparowana odpowiednio xD

A jaki drogi ten Paryż! Za typowy obiad w restauracji w przeliczeniu szło 200-250 zł. A raz w McDonaldzie 160, to było znacznie tańsze.

Ach, no i zjadłem ślimaki (oczywiście 7€ za 6 sztuk) - bardzo smaczne, zupełnie jak chude mięso w sosie. Wcale nie są galaretowate ;p

Nakupowaliśmy pamiątek, obrazów, pocztówki i upominki. A we wtorek powrót.

Jezus, Maria... Pobudka o 4.20, przygotowanie, pakowanie itd. 5.30 początek kursów metra, ok. 6.10 byliśmy w miejscu, z którego wyjeżdżał autokar, mający zawieźć nas na odległe od Paryża o jakieś 80 km lotnisko w Beauvais. I tam już jakoś zleciał czas na staniu w kolejkach, check-inach i takich tam do 9.00. W okolicach 9.20 wylecieliśmy do Warszawy. Z bardzo kulturalnym, 10-minutowym spóźnieniem lot zakończył się po dwóch godzinach i parudziesięciu minutach. Check-out, pojechaliśmy na parking, wsiedliśmy, i czas na wyjazd z Wawy. Oczywiście ze dwa razy źle skręciliśmy i błądziliśmy tam niepotrzebnie o jakąś godzinę dłużej, ale stamtąd już prosta droga do domu. No prawie. Po drodze zahaczyliśmy o babcię na 20 minut, ale ostatecznie we własnym pokoju stanąłem chyba po 17. No, koniec, nareszcie. To sobie wtedy pomyślałem i to samo myślę teraz, kiedy skończyłem pisać tę notkę :D

Mam jeszcze małe pytanie. Od pewnego czasu publikuję posty, nawet ich uprzednio nie przeczytawszy. A mam również wrażenie, że mniej się staram przy pisaniu ich. Nie zauważacie jakiegoś spadku jakości? Nie chcielibyście, abym się zaczął bardziej starać? Oceńcie :P Dobranoc ;d

wtorek, 3 czerwca 2014

51. Z serii "Zajebię się" II

Spokojnie, wciąż tu jestem...

Może niestety?

Smutno mi, z nikim pogadać...
Czasem człowiek chciałby porozmawiać, tak szczerze, spontanicznie, nie taić nic, nie silić się na zmyślanie, ukrywanie i kłamstwo. Chciałby powiedzieć drugiej osobie wszystko, a potem czekać nawet jeśli nie na akceptację tych ważnych wyznań, może odwzajemnienie, albo chociaż poklepanie po ramieniu "spoko, rozumiem cię".

Dobre do scenariuszy filmowych. Podeślę jakiemuś reżyserowi, żeby nakręcił kolejny romans.

Takie zauroczenie, albo lekka miłość, za to taka, która mogłaby trwać przez resztę życia...
Rodzi się, usypia, budzi silniejsza, za chwilę się zdrzemnie, wciąż zmęczona będzie dogorywać wlokąc się do łóżka. Myślisz, że umarła, ale ona już odrzuciła kołdrę, już pełna wigoru wskakuje między ciebie i przyjaciela, dzieląc...
Jest niewidzialna, on nie wie, że jesteście rozdzieleni, ale jeśli o niej wspomnisz, o tej szybie uczuć, on też ją spostrzeże, i pójdzie do innych, takich, którzy nie stworzą szkła, które podzieli.
Możesz mu o niej nie wspominać, ale ty wciąż wiesz, że jest, denerwuje cię to, przygnębia... W końcu to coś, co dotyczy was obu... Ja trwam w milczeniu...

"W życiu żałuje się niewykorzystanych okazji" Prawda, ale... chciałbym mu opowiedzieć dopiero po fakcie, stwierdzić: "było"... Trzeci rok się kończy, a to wciąż trwa... mocniej, słabiej, nawet z przerwami - trwa.

Dlaczego muszę być jebanym romantykiem?

Dlaczego muszę być inny?

Nie mam nawet predyspozycji do bycia gejem!

Wrażliwość, tylko to pasuje... a to jest najgorsze...

Nauczyłem się jednak niedawno, że nawet po największej z burz, która rwie strzechy tych 'wrażliwych' chat i dzień zamienia w noc, zawsze wyjdzie słońce.

Czekam zatem... na świt.