środa, 24 września 2014

68. Abstrahując od wierszy i wakacji

Dzień dobry? Dzień dobry!

Dzień dobry.

O czym to było ostatnio? O Włoszech? Nie o Włoszech. O Italii też nie, pytam o sytuację obecną.
Ach, dziękuję. Publikacja wiersza, następnie po trochu o ST i o SZ.

Proszę więc zanotować: "Spotkanie z ST się udało." Nie, nie słowo w słowo, jesteście już wystarczająco dojrzali, by samodzielnie sporządzać notatki, nie to, co, dajmy na to, licealiści, im trzeba dyktować sylabę po sylabie, bo oczywiście nie są tak wyćwiczeni, by pisać niezależnie od nauczyciela, należy sprawdzać im zeszyty i, w dodatku, oceniać estetykę. Masakra, prawda? Ale odbiegam od tematu.

"Spotkanie z ST się udało, pomimo, że nic specjalnego się nie wydarzyło. Jak rzekłby dowolny krasnolud z twórczości Andrzeja Sapkowskiego i nie tylko - Gówno się działo, a trzy godziny to trwało." Cytat proszę precyzyjnie. I dalej: "Wiersz się podobał, był dobrze napisany, choć, jak zwykle, znajdą się obiektywni krytycy. I, jak to mają w zwyczaju obiektywni krytycy, mieli oni rację. Wiersz został wpisany na listę wierszy do poprawienia. Z liczby pozycji równej jeden zajmuje on obecnie miejsce pierwsze." Zapisane? To świetnie, A teraz clou dzisiejszego tematu.

Wyobraźcie sobie pośpiech. I niecierpliwość... tak, niecierpliwość. Dodajcie sobie obok tego wysiadkę z autobusu. Już? Świetnie, chyba dzisiaj skończymy wcześniej.

Wciąż pośpiech, ale bez spóźnienia. Tak, wyobrażamy sobie połączenia stanów emocjonalnych i faktycznych oraz wydarzeń. Trafne spostrzeżenie. Teraz STOP! Pośpiech znika. Jesteśmy na miejscu.

W tym momencie w waszych myślach pojawia się zdenerwowanie, ale znacznie mniejsze, niż na zajęciach tydzień temu. Dobrze. Zdenerwowanie powoli ucieka, pojawiają się odgłosy rozmowy. Zrobione? Dobra, w takim razie to jest wstęp do punktu trzeciego - o SZ.

Nie każę wam wyobrażać sobie bitych trzech godzin spotkania. Swoją drogą, trzy jest tak idealne, nie sądzicie? Ach... żyć w trójkącie... Ekhem, ja nie o tym. Spotkanie zaczęło się w centrum i w centrum się skończyło. W sumie to w centrum też trwało... Jest wśród was SZ? W takim razie nie wiem, po co o tym słucha, przecież to o nim. Uważajcie, to przejawy narcyzmu, słuchać o sobie z takim zaciekawieniem. Widzę to zadowolenie, proszę mieć się na baczności, per SZ.

Wracając do tematu... w parku było dobrze, dopóki nie zaczął padać deszcz. Przeklęta jesień... Cóż, wtedy zastosowanie znalazła cukiernia, stojąca, szczęśliwym dla niej trafem, tak blisko naszego parku.

Nie wiem, jak wygląda dwóch chłopaków siedzących samotnie w pokoju przy jednym stoliku, jedzących lody ciasteczkowe, bo zwykle nie zwracam uwagi na takie odczucia... ale tak właśnie wyglądaliśmy. Chyba któryś ubrudził się lodami, bo dwie osoby zatrzymały na nas swój wzrok przez dłuższą chwilę, przechodząc.

Później, niewiele później, gdy wyszliśmy z cukierni do innego parku, znowuż zaczęło lać. C'est la vie, jak z pewnością nie rzekłby żaden z krasnoludów Sapkowskiego.

Kolejna część spotkania spędzona romantycznie pod przeciekającym mostem, z dwoma nastolatkami spożywającymi alkohol również pod mostem, z tym, że po przeciwnej stronie. Przynajmniej zdążyliśmy wyschnąć, zanim przestało padać. I cały czas toczyła się rozmowa na tematy wszelakie, nie szliśmy bynajmniej w ciszy.

Co ty robisz?! Kazałem ci notować? To prywatna opowieść, zaledwie dodatek na wypełnienie lekcji.

Tak... co tam dalej? Nie za bardzo się z tą pogodą udało, ale potem siedzieliśmy w centrum handlowym, ciepłym i suchym. Treści rozmów nie przytoczę, jako, że zarówno są objęte umową o wspólnej ochronie danych, jak i wydają się zbyt prozaiczne albo całkowicie nie dla niewtajemniczonych. Dziękuję, koniec wykładu.
Za tydzień niezapowiedziana kartkóweczka, za dwa powtórka do egzaminu.

sobota, 20 września 2014

67. Północna Italia VIII, choć nie tylko (zawsze macie pod postem takie kreseczki z PS xD)

To będą w pewnej formie wspomnienia, do których będę wracać, więc czysto dla siebie wypadałoby mi dokończyć opis tych całych wakacji :D

Sobota, 16.08.14

21. Toskania

Ranek, pobudka, wyjazd. No i cóż, widoki. Tak, sramy już widokami. Ale tym razem Toskania. A to akurat bardzo, bardzo ładne widoki :P

Kierunek - Siena. Małe, urocze (podobno) miasteczko na troszkę daleką północ od Rzymu (w skali całej Italii to jednak rzut beretem). Jedziemy, jedziemy. Czytamy o Sienie w przewodniku, nawigując tatę-kierowcę.

"dwa razy do roku, [któregoś tam] lipca i szesnastego sierpnia główny plac miasteczka zamienia się w piaszczystą arenę, na której odbywa się słynny wyścig konny Palio - jest on ważny przede wszystkim dla lokalnych mieszkańców, ponieważ biorą w nim udział przedstawiciele każdej z siedemnastu sieneńskich dzielnic..."

Zaraz. Który dzisiaj?
Szesnasty, kurwa! Dokładnie!

A zatem tego dnia było Palio. Ale o nim później.

22. Siena

Do miasta nie można wjechać, nieliczne samochody sieneńczyków stały na obrzeżach, ponieważ w samym mieście i tak nie ma jak jeździć ;p Wchodząc pod górę, zobaczyliśmy, jak pięknie to wszystko się wznosi: na kilku wzgórzach, ale przede wszystkim małe centrum z górującym Duomo - katedrą tak uroczo się prezentowało, że musiałem zrobić zdjęcie - jestem z niego dumny, bo wyszło wspaniale :D

Jednak najpierw wspięliśmy się na wzgórze sąsiednie, bo bliżej i też miało obiecujący kościółek. W międzyczasie pokłóciliśmy się o coś (co często się podczas podróży zdarza, niestety ;p) i zwiedziliśmy go w ponurej ciszy. No, na szczęście nie był żadną główną atrakcją xd

I wtedy, po krótkim spacerze i zgodzie, która nie pamiętam kiedy wypadła, zasiedliśmy do stołu restauracyjki, ponieważ zbliżała się pora obiadowa. Siadamy, zamawiamy, patrzymy, a pod sufitem wisi telewizor... z transmisją Palio :D Rzeczywiście, na dłuższą metę dla turystów to nic ciekawego, bo nie mogą czuć tych samych emocji, co sieneńczycy dopingujący swoich przedstawicieli; ot, gonitwa konna po okręgu, na oklep i lekko agresywna (zrzucanie i zbijanie dozwolone ;p).

Dowiedzieliśmy się, że plac już jest pełny, więc dobrze, że chociaż w restauracji obejrzeliśmy ;p A, było w niej pyszne jedzenie (moja pizza zwłaszcza ^^)

Ale dnia nie zostało dużo, mieliśmy nadzieję rzucić okiem na wyścig na żywo, a potem jeszcze przejechać jak najdalej w stronę Florencji. Pospieszyliśmy uliczkami (ich nachylenie przeraża i fascynuje - po kilkadziesiąt stopni niektóre!) w górę, w stronę upragnionego Duomo, słynnej, najpiękniejszej chyba katedry gotyckiej, z białego i czarnego marmuru. Gdy weszliśmy na plac, nie było końca zachwytom - wspaniała! Ach, ta fasada - przerobiona, jeśli dobrze się orientuję, w dobie baroku :D

Ale nie weszliśmy do środka - gotyk z reguły nie jest ładny wewnątrz. Naturalnie, bez pamiątek nie mogło się obyć - praktycznie z każdego miasta coś przywieźliśmy ;p I skierowaliśmy się w stronę placu z Palio.

23. Palio

Podeszliśmy do metalowej barykady, zrobiłem jedno zdjęcie, i poszliśmy dalej. Komplet to komplet, tego punktu nie da się rozwinąć.

24. Nocleg

A dalej, to znaczy... do samochodu inną drogą. Musieliśmy czym prędzej zbierać się w kierunku Firenze i przenocować. Po wielu, wielu, wielu pensjonatach i agroturystykach (no, ponad 3) w końcu przyjęła nas przemiła pani w przemiłym domku z przemiłym widokiem na góry.

O tym już nie będę się rozpisywać. Wpisaliśmy się do księgi gości i posnęliśmy jak... zmęczona rodzina.

// Dziękuję za 10000 tysięcy wyświetleń, właściwie już niedługo 11. :D
/// A propos SZ, spotkaliśmy się na jakieś dwie, trzy godziny w parku nad jeziorem. I.. udało się przełamać pierwsze lody przenosin znajomości wirtualnych do reala :D Jak dla mnie nie ma różnicy w zachowaniu, opowiadaniu, charakterze - co potwierdza nie-sztuczność SZ przez internet ^^ Już jesteśmy umówieni na kolejne spotkanie :D A dzisiaj idę do ST ;)

czwartek, 18 września 2014

66. Po lata i wieki

Po lata i wieki

Uścisk dłoni – zapoznanie,
Lico, oczy, głos i włosy,
Nieprzeciętność, to spojrzenie.
Kilka słów – i pożegnanie.
Umysł wyje wniebogłosy,
Musi być!… przeznaczenie.

Zobaczył.

Chaos w głowie, spokój tonie,
Rozum jakby wzięty w kleszcze,
Głos łamany, mina spięta.
W tamtym miejscu, w tamtym gronie
Tylko spotkać się raz jeszcze,
Ale… czy pamięta?

Zatęsknił.

Zawód, nostalgia i rezygnacja,
Coś w tym spotkaniu się nie układa,
Choć ze wszystkimi ludźmi tymi.
Znów zaproszenie i afirmacja,
Jednak tym razem warunek pada
Pójść, by we dwoje pobyć samymi.

Umówił.

Uścisk dłoni, dłuższa rozmowa,
Dusza, charakter, piękno głębokie,
Sami ze sobą, jak oka mgnienie,
Kończy się czas i słońce chowa,
Lecz dla żadnego to schody wysokie,
Fascynacja, zauroczenie.

Upodobał.

Spotykać i lubić,
Czy to już wiele?
Nadzieja, obawa, reakcji niepewność.
Nie zrazić, nie zgubić,
Być przyjacielem
To mało – niech stworzą jedność.

Zwątpił.
Zdecydował.

Postanowił, gdy tylko usiędą,
Wykorzystać szansę, którą życie dało.
Po lata i wieki te dwa krótkie słowa,
Po obu sercach kołatać się będą.
I jedno, i drugie jedynym zostało
Dla siebie – piękna rozmowa.

Przyspiesza i serce,
I oddech, czas zwalnia,
Przez silne emocje pulsuje głowa.
Wzięli się za ręce,
Błogostan ogarnia,
Po lata i wieki te dwa krótkie słowa.

Ukochał.

Dzień po dniu ich życie się łączy,
Chwile uniesień i chwile dni cichych,
Chwile spełnienia i chwile rozpaczy,
Lecz co dzień się dobrze i lepiej to kończy.
Wszystko to z racji swych uczuć nielichych
Miało w emocji grze dwoje graczy.

Pielęgnował.

I wżdy mówi ciepły, jedyny głos
Po lata i wieki te dwa krótkie słowa.
Przyjemnie, gdy trzyma dłoń w dłoni osoba,
Lecz nie nam to wiedzieć, co niesie los.
Pewnego dnia siedzi, spuszczona głowa.
Drugie nie pyta, bo wie: choroba.

Przyspiesza i serce,
I oddech, czas zmartwiał,
Przez silne emocje pulsuje głowa.
Wzięli się za ręce,
Żegnać się – matnia,
Po lata i wieki te dwa krótkie słowa…


Pochował.

//Mój pierwszy wiersz w konstrukcji abc ^.^
/// Czuję się tak cudnie, już cztery osoby to pochwaliły ;)
//// Poprawiony :D
///// Jakby coś: deklaruję tu swoje prawa autorskie, nie dam sobie nic ukraść ;p

piątek, 12 września 2014

65. Obóz integracyjny i moja niezwykle denerwująca cecha ;/

Cześć!

Em.. tak, jak w tytule. Przedział czasowy środa rano- piątek popołudnie.

1. Pierwszy dzień

Wszystkie klasy pierwsze pojechały do ośrodka, w którym byłem zresztą już na wycieczce klasowej dwa lata temu ;p

I rano pierwszego dnia dojechaliśmy, rozpakowaliśmy się, zapowiadało się dla mnie to tak, jak obóz integracyjny w gimnazjum. To znaczy strach w oczach, stres na twarzy i zaledwie kilka nowych znajomości wymuszonych przebywaniem przez trzy dni w jednym pokoju.

I na całe szczęście nie trafiłem do pokoju z tą grupą chłopaków, którzy już formują z siebie zwartą grupę, bo pewnie skończyłoby się to wszystko w sposób opisany powyżej.

Na początek wszystkiego zjedliśmy obiad - nie najadłem się nim zbytnio, ale zawsze coś ;p

Przykro mi, nie pamiętam dokładnie, jak się czułem, co robiłem dnia pierwszego, tu nie będzie dużo szczegółów ;p Bo w sumie byłem wycofany, stałem z boku, jednym słowem - nieśmiały xD

Zajęcia były różne i nie zostawiały dużo czasu wolnego, co mi akurat wtedy odpowiadało ;p
Była klasyczna gra w mówienie imion wszystkich osób po kolei, i ja byłem niestety ostatni xd

Gdyby nie przyjaciółki z gimnazjum, pewnie nie otworzyłbym się tam wcale ;p chociaż i tak pierwszy dzień był lepszy niż cała moja aktywność na obozie w gim :D

A! Poza przyjaciółkami na obozie był jeszcze ktoś, kogo znam, i był to chłopak. Taki sobie wycofany, stojący z boku chłopak, jednym słowem - nieśmiały. Brzmi znajomo? Dokładnie, a jeśli dobrze pamiętam, jego pierwszy komentarz pod moim postem również był na ten temat. Tak, znamy się z mojego bloga, którego pewnie teraz czyta [ ;D ] i  tak jakoś się stało, że zaczęliśmy pisać, jesteśmy w tym samym wieku (i tego samego wzrostu i... orientacji xd) oraz trafiliśmy do jednej szkoły xD Niech tradycji stanie się zadość, nazwijmy go SZ :3 
I planowaliśmy się poznać realnie właśnie na obozie... Ale tu na scenę wkracza obustronna nieśmiałość ;p

Nieśmiałość całkowicie paraliżująca, to ciężka przypadłość :D

W każdym razie jeszcze wrócimy do tego ;p Dzień był długi, każda klasa miała zaplanowane takie same zajęcia, choć każda miała inny grafik. Zajęcia z wychowawcą, poznawanie się, kolacja. Niewiele ciekawego ;p Ale zdążyłem się minąć z SZ kilka razy i niestety, pomimo szczerych i silnych intencji, mimo ukradkowych spojrzeń nieśmiałość wzięła górę. Żaden z nas nie podszedł, spuściliśmy głowy. To przykre, prawda? xD No cóż, to nie koniec.

Pod koniec dnia była dyskoteka. Wychodzę spokojnie ze współlokatorem, z takim silnym postanowieniem, z takim "no przecież przywitać się, poznać to nie taki problem" idziemy, zauważam SZ jakoś przed nami, i we czwórkę wchodzimy do pokoju obok tego z tańczącymi... I w tym momencie wypada stamtąd koleżanka, ciągnie mnie za ramię (a ona ma więcej masy ode mnie ;p) i wciąga do tańca. Całe postanowienie poszło się jebać xD

Przetańczyłem pół dyskoteki, później z koleżanką wyszliśmy, ona zaczęła się żalić na rozpadającą się przyjaźń, że ta klasa to "nie to samo"... i się rozpłakała. No cóż, zostałem ją pocieszać, moje zachcianki na bok ;p

Ja przepraszam za to rozpisywanie się :/

W każdym razie później, już weseli, wróciliśmy na dwie piosenki (w zasadzie idealnie, bo akurat dwie dziewczyny mnie wyrwały do tańca :D), a potem zostałem zaproszony do innego pokoju, na karty ;p Sporo osób w środku, a w tym... wiecie kto. I wiecie co? Oboje spanikowaliśmy, stojąc w przeciwnych kątach pokoju xD Nie chcę rozwijać tych sytuacji, bo to musi naprawdę żałośnie brzmieć xP

Ajj, no nic. Jeszcze parę odwiedzin i spać ;p

2. Drugi dzień

Tu dam krótszy opis, bo w zasadzie to samo. Chociaż nie. Tego dnia przestałem być nieśmiały, poznałem mnóstwo ludzi, w tym dwie milutkie dziewczyny, które okrzyknęły mnie słodziakiem (:3), i poza tym sporo z innych klas :D Były różne zabawy, np. Sumo, Park linowy, Żyroskop (takie urządzenie), po którym rozbolała mnie głowa, gra w twistera (wygrałem, skręty ciała i gimnastyka nie były żadnym problemem :d), w międzyczasie kolejne próby nawiązania kontaktu z SZ (już wtedy się zdecydowałem, ale jednak głupio było podchodzić i zaczynać rozmowę, jak wciąż stał z takim jednym swoim przyjacielem xP cóż, życie) Ogółem ten sam schemat dnia, tylko ja otworzyłem się na znajomości. Pod wieczór rozpalono dwa ogniska, i klasy podzielono po trzy do każdego.  Ale mijając nader spokojny przebieg spotkania, ognisko klas innych niż nasze trzy szybko opustoszało, bo u nas było przyjemniej i bardziej towarzysko :D ale SZ... gdzieś mi wtedy uciekł. A byłem już naprawdę zdeterminowany  i się zawiodłem xd

3. Trzeci dzień

Opis dnia drugiego zostawiłem taki przerwany, bo nie do końca pamiętam, jak się skończył xd Nie, nic nie piłem ;p Ale jest już późno i nie składam tak pięknych zdań, niestety. Wybaczcie ;_;

Kolejny dzień spędziłem dłużej u dwóch miłych dziewczyn niż we własnym pokoju :3

Wszystkie zajęcia odbywały się w lesie (fun, fun -.- ) i niestety nie były bardzo absorbujące. Ale wtedy przynajmniej już integrowałem się bardziej z klasą ;p I co? Na koniec obozu obiad - zapomniałem, że mój pokój obsługuje stoliki i nieco się spóźniłem xd Przez to zdążyłem zjeść co najwyżej zupę ;/

Przepraszam za tak suchy opis faktów. Jeśli będę na siłach, może postaram się to poprawić :P

W tym czasie ST przyjechał wraz ze swoim LO, mieli integrację akurat po nas :D Pogadaliśmy tylko chwilkę, a później wróciłem tu, w miejsce, z którego piszę te jakże dzisiaj kreatywne zdania, nieprawdaż? Było parę opóźnień z dowożeniem nas z powrotem, ale jakoś się udało ;p

Padam z nóg i rąk, dobranoc.

niedziela, 7 września 2014

64. Las?

Mam ochotę pobiegać, pochodzić po lesie...

Gonitwa myśli po głowie się niesie...

Nie, to nie wiersz, ale to mi wpadło do głowy xD

Na tym rajdzie na orientację dobrze się bawiłem, a po drodze w lesie znalazłem kilka przyjemnych miejsc, miejsc, po których pochodziłbym chętnie w towarzystwie jakiegoś miłego chłopaka...

Ciekawe, czy kiedykolwiek takiego poznam, a może już znam, a nie wiem jeszcze, że to jego chciałbym tam zabrać...

Mam tę cholerną świadomość wieczornej melancholii, potrzeby romantyzmu, nie wiem czego...

Ale schodząc na ziemię, kogo ja bym zabrał do lasu? Nikogo, bo nie umiem pokonać tej nieśmiałości w jakichkolwiek kontaktach, nawet ze starym znajomymi... tym bardziej z kimś nowo poznanym...

Ten post jest o niczym, Możesz śmiało go ominąć, w końcu blog to mój pamiętnik, a nie każda treść w takim pamiętniku jest kierowana do wszystkich, którzy na taką się natkną, a już tym bardziej nie zawsze jest zrozumiała dla kogokolwiek poza właścicielem... Ciekawe, czy za parę lat sam będę wiedział, o co mi w tym poście chodziło... Cóż, zależy, jak ułoży się przyszłość...

Będę spoglądać na ten wpis z tajemniczym uśmiechem, nie zdradzając nikomu jego znaczenia? Zapomnę, a trafiając na niego za każdym razem będę łapać się za głowę? Może wyjaśnię za pewien czas, o co chodzi, jeśli tylko będzie to potrzebne? Albo nic się nie stanie, a ja będę wracać tu z poczuciem goryczy albo, co gorsza, ze świadomością niewykorzystanej szansy życiowej?

Mam naprawdę dziwną gonitwę myśli xD

Chyba przejdę się jutro do lasu, w poszukiwaniu tych miejsc...

Tak. Pójdę do lasu.

63. Północna Italia VII

Czwartek, 14.08.14

16. Wszystkie autostrady prowadzą do Rzymu... w sumie to gówno prawda ;p


Z rana wykąpani i najedzeni ruszyliśmy... prosto do Rzymu. Tutaj jechaliśmy autostradą przez całe Apeniny wszerz. Wzdłuż już nie. Wspaniałe widoki, tak inne od Alp, równie piękne. Co jeszcze mogę powiedzieć... nie macie zdjęć, dlatego większość dnia już opisałem xD


Pod wieczór zajechaliśmy pod Rzym, i mieliśmy jechać obwodnicą, ale jakoś źle poprowadziłem i wjechaliśmy do centrum, z którego trochę ciężej się jechało, zwłaszcza, że wszyscy byli zmęczeni i poirytowani (ok, czyt. kierowca). Minęliśmy Rzym i dojechaliśmy do poleconego nam campingu dziesięć kilometrów dalej. I całkiem przystępny, jednak był problem z kwaterunkiem. Otóż, Był dostępny trzyosobowy bungalow, tylko na jedną noc. Chcieliśmy spędzić dwie, i to razem, ale regulamin był dość restrykcyjny, więc do domku wykupiliśmy jeszcze miejsce namiotowe dla taty, a na drugą noc mieliśmy zobaczyć, czy coś się zwolni. No i tata spał w namiocie sam xD


Ach, niestety, im później to piszę, tym mniej pamiętam zabawnych anegdotek, prócz tych, które specjalnie z myślą o blogu pozapamiętywałem. Ej, nie mówiłem jeszcze zbyt dużo o ludziach we Włoszech. Z turystów sporo Holendrów, Anglików, nawet dużo Polaków, Niemców i Francuzów, a sami Włosi otwarci, mili, jak chyba, miarkuję ze swoich wyjazdów, większość mieszkańców wybrzeży Morza Śródziemnego i dalej na południe.

Fajny camping nam się trafił, dobre prysznice, basenik, ładny widok, przystanek autobusowy obok, miła obsługa, sklep z pamiątkami, spożywczy, kawiarnia, bar i restauracja. Coś jeszcze? Chyba nic nie pominąłem. Tego już tylko przeszliśmy się po terenie ośrodka i poszliśmy spać, marząc o monumentach rzymskich.

Piątek, 15.08.14

17. Na siedmiu wzgórzach Rzym pieprzy się...

Uznałem, że ten jeden dzień to za mało na cały post, zatem opiszę jeszcze kolejny, zwiedzanie Rzymu.

Rano obczailiśmy basenik (ja się poopalałem :P), a potem szybkie pakowanie i w drogę!

Z pobliskiego przystanku wyjechaliśmy którąś z niezliczonych linii rzymskich (numery podchodzą co najmniej pod ok. 770). Wyszliśmy na przystanku im. Enrico Fermiego (słynny matematyk i fizyk, dobrze szacował, historia matematyki xD) i wsiedliśmy tym razem do metra, wysiadając przy Koloseum.

18. Koloseum, Forum, drugie Forum, fakirzy, muzeum i lody :D

Wysiadka. Gorąco. Koloseum. I obok mały Łuczek Tytusika ;p

Podeszliśmy, zrobiliśmy zdjęcie... i uznaliśmy, że nie wchodzimy, bo każdy i tak wie, co jest w środku, a jak nam później powiedziała pani bileterka, bilety są dość drogie i czeka się ponad 1,5 godziny :|

Forum Romanum to, jeśli ktoś nie wie, to pozostałości po takim głównym placu w starożytnym Rzymie, dziś już ledwie ruiny. Minęliśmy, spoglądając zza krat. Minęliśmy też Forum i Kolumnę Trajana i doszliśmy do wielkiej białej budowli, która od początku nas intrygowała.

Jak się potem okazało, to był Monument Wiktora Emmanuela II, który to... nie rozwijając, zjednoczył Włochy :D Po wygląd poszczególnych budowli odsyłam do google, bo, nawiasem mówiąc, skończył mi się niestety zapał do pisania tej miniserii :/ Więc od tego posta raczej bardziej się streszczę.

W środku mieściło się jedynie małe, darmowe muzeum broni, które naprędce zwiedziliśmy. Z tarasu widokowego zrobiliśmy parę ładnych zdjęć, a schodząc bocznym wyjściem, zaszliśmy na lody :P
I tu trafił mi się taki pyszny, tzw. krem cytrynowy, który był tylko lekko kwaśny i... nie umiem opisywać smaku, pyszny!

19. Il Gesu, Panteon i Tybr

Następnym przystankiem jest pierwszy barokowy kościół, Il Gesu, niefortunnie zamknięty. Mijamy.

Kolejnym przystankiem, po kilku przypadkowo miniętych kościółkach, jest Panteon, niefortunnie również, k**wa, zamknięty. Ale kolejka do drzwi mimo to stała. Po co? Chcieli popatrzeć przez dziurkę od klucza XD

I tym sposobem z taką proporcją szybkości, jak moja zwięzłość w tym podpunkcie, dotarliśmy do rzeki Tybr.

20. Na podwórku u papieża

Dzień dochodził już do połowy, a my zatrzymaliśmy się nad samą wodą, żeby zjeść coś z naszego plecaka. Pokrzepieni, ruszyliśmy przez most. Przelotnym spojrzeniem obdarzyliśmy Pałac Sprawiedliwości i Zamek Świętego Anioła, czy też Mauzoleum Hadriana. Ładne. Oczywiście mosty też ładne. Do naszej kolekcji obrazów z podróży dołączył pewien rysunek koloseum, wybrany przez moją mamę ;)

I wtedy weszliśmy na plac Świętego Piotra. Potężny, monumentalny (w tych kolumnadach po prawej są aż cztery rzędy tych wielkich białych słupów, wiedzieliście o tym?). A kolejka do Bazyliki jaka monumentalna! Przykro mi, nie wchodzimy. Rozejrzeliśmy się w takim razie po placu i, coraz bardziej zmęczeni, pomaszerowaliśmy w stronę restauracji na bocznych uliczkach.

Początkowo planowaliśmy poświęcić na Rzym dwa, może i trzy dni... Ale zdecydowaliśmy, że chyba jednak nie ;p W jeden dzień oblecieliśmy w zasadzie wszystko, co najważniejsze, może poza Kaplicą Sykstyńską w Watykanie, i, szczerze mówiąc, Rzym nie urzekł specjalnie nikogo. Po jedzeniu i drobnych pamiątkach ze stoiska weszliśmy do metra, wysiadając potem na ostatnim miejscu, jakim był Piazza del Popolo (znaczy Plac Ludu). Duży, ładny, widoki fajne. Nad nim Plac Napoleona, pełniący niejako chyba funkcję miejsca widokowego z panoramą miasta, którą niezwłocznie uwieczniliśmy. Wracając do metra minęliśmy zabytkowe schody hiszpańskie, które... były zabytkowe.

A, jeszcze coś. W metrze było kilku ładnych chłopaków xD niektórzy młodsi, jeden ciemnej karnacji, też fajny, choć wyglądał na starszego, a niskiego jedynie przez papierosy, lub coś w tym guście ;p

W każdym razie skończyliśmy dzień metrem, autobusem i łóżkiem.

Nie mieliśmy już bungalowa i miejsca namiotowego, ale za to zwolnił się większy, czteroosobowy namiot stacjonarny. Kuchenka, dwie sypialenki, szafki, wszystko prócz łazienki ;p

// Omen z 1976 jest całkiem niezły, jak na mój gust. Dość dreszczowaty, i nie ma jakichś wyskakujących znienacka screamerów, ale przez większość filmu czułem pewną obawę i napięcie ^^
/// Spotkałem się ostatnio dwukrotnie z ST, po pięć godzin do 21 w obydwa dni :D teraz to już zaczęło nam się tak świetnie rozmawiać, że... nie wiem, co xD
////Byłem wczoraj na rodzinnym rajdzie rowerowym na orientację - zaliczyliśmy wszystkie punkty, spociliśmy się i zmieściliśmy w pierwszej dziesiątce, z medalami :D

czwartek, 4 września 2014

62. Mały offtopic w stosunku do wycieczki ;p

Cześć :D

Właśnie czytam bloga, w którym chłopak, mój imiennik, odkrył samego siebie dopiero w LO, i to w trzeciej klasie. I to mnie niesamowicie zdziwiło. Zatem co z nim albo ze mną jest? Jestem jakimś wcześniakiem? ;p


Poniżej podsumuję (znowu, patrz rok temu) swoje życie romantyczne (oj, dużo tego nie ma):


Oczywiście od zawsze, naprawdę zawsze wolałem i bardziej interesowali mnie chłopcy, choć nie zawsze o tym wiedziałem.


Pierwsze w ogóle zauroczenie, czy coś w tym guście, nastąpiło mniej więcej w klasach I-II i trwało parę lat. Później, w szóstej klasie związałem się z dziewczyną na pół roku, i do dziś nie wiem, co mnie z nią łączyło. Prawdopodobnie wmówiłem sobie, że mi się podoba, żeby wpasować się w heteronormatywne środowisko, w którym nie było, i przez to nie znałem, żadnych innych wzorców. Po zerwaniu nagle zakolegowałem się ze znajomym z klasy, w stosunku do którego wcześniej byłem dość obojętny. I wciąż żyłem w błogiej nieświadomości...


Jeździłem na kolonie, gdzie też było wielu takich właśnie 'kolegów', o których jednak równie szybko zapominałem, co poznawałem.


Przyszedł czas na gimnazjum. Pierwszy, i bardzo długo "okupowany", był M. Na początku roku, do półrocza. I gdzieś wtedy, właśnie wtedy zrozumiałem, co to wszystko znaczy. Rozszyfrowałem enigmę swojej odmienności. Wydawało mi się, że lubię go nawet bardziej niż inni mogli go lubić (co zresztą było prawdą), a on nie odwzajemniał identycznego uczucia, niestety. I dotarło do mnie któregoś razu, że to jest to samo uczucie, które żywiłem do dziewczyny... z tym tylko, że całkowicie spontaniczne, nieudawane i niepozbawione pewnej potrzeby bliskości, pewnego pragnienia namiętności. Oczywiście, to był szok xD Ale na początku cieszyłem się z tego, że jestem "chociaż bi". Jakież było moje załamanie, gdy uświadomiłem sobie, że jednak nie :D Czułem ogromną niechęć do siebie, starałem się zmienić na siłę i pamiętam, że miałem taki plan, aby powiedzieć M, że kiedyś mi się podobał, ale przemogłem się i pozostałem jednak hetero xD


Później, pod koniec roku zacząłem się z tym jakoś godzić, bo przeczytałem, że to może być tylko taki okres w życiu i że powinien się skończyć. Do dziś bym czekał xD


I nastąpił okres, kiedy M zaczął ostro mnie hejtować, bo myślał, że jestem gejem. Dopiero dużo później, gdy uwierzył mi w co innego, postanowiłem być jednak szczerym i dzisiaj wciąż ma, jak mówi, odruch wymiotny, ale bardzo się lubimy i jest jednym z moich najlepszych przyjaciół.


I tak na rozwoju znajomości różnych zleciała mi pierwsza klasa, pod jej koniec zbliżyłem się do MT... na początku bardzo się lubiliśmy, po prostu. A w wakacje uznałem, że mi się podoba :3 (tutaj na jakieś dwa miesiące w tym podobaniu następuje przerwa, spowodowana bardzo nagłym zauroczeniem ST :D, tak, to skomplikowane xd). Tak więc jakoś w połowie roku szkolnego drugiej klasy powiedziałem o tym MT jako jedynemu z tych wszystkich wybranków i trzeciemu ogółem ;p i mocno się zawiodłem. MT, jakby się zastanowić, tylko sprawiał pozory bycia takim jak ja, ale wtedy, zaślepiony jego blaskiem jakoś tego nie zauważałem i widocznie kierowała mną w dużym stopniu nadzieja i desperacja (btw, możecie o tym wyznaniu poczytać tutaj, rok temu wszystko opisałem). No cóż, życie toczy się dalej. Pod koniec gimnazjum pozostaliśmy w takich stosunkach, jak wcześniej, czyli dobrych, ale przyjaciółmi od zwierzeń nie byliśmy w sumie nigdy.


Bardzo szybko po tym wszystkim jakoś mi się "odpodobał" - nie widziałem już żadnych szans nawet na to, co było. Bo tym razem pewne sytuacje byłyby jednoznaczne i nie mogłyby mieć miejsca. No cóż, życie toczy się dalej. M ma w sobie jakiś magnes, bo przez te całe trzy lata praktycznie wypełniał mi czas jako obiekt westchnień pomiędzy wszystkimi innymi "obiektami". Ale ostatnio zrobił mi się całkiem obojętny w tym względzie. To o tyle dobrze, że teraz łączy nas tylko czysta przyjaźń, a ja niczego przed nim nie ukrywam. Ale w każdym razie znowu przerzuciłem się na niego po MT, tuż przed Tomkiem ;3 Teraz Tomek ma długie włosy i dalej jest fajny, bo zostałem w tym samym liceum, co gimnazjum :D A zauroczenie Tomkiem trwało sobie po prostu do końca roku. A teraz powróciła mi pewna "miłość" wakacyjna, tj. ST - jest świetnie, bo ja jestem bardziej otwarty i wiem, że kontakt nam się nie urwie, a jako gwarancję mam obietnicę kolejnych kolonii za rok, już tradycyjnie, i zbliżający się wspólny kurs instrumentów klawiszowych.


Spokojnie, to, że właśnie podsumowałem swoje życie, nie oznacza bynajmniej, jakoby miało się ono zaraz skończyć, niczym rozprawka xd Po prostu miałem ochotę napisać ;p


// O rozpoczęciu roku chyba nie będę pisał, bo wszyscy mają takie samo ;p W każdym razie integracja jakoś tam idzie, mam niestety w klasie zaledwie ośmiu chłopaków przy dwudziestu siedmiu dziewczynach ;_; i trzy razy do 15 30, jak ja to zniosę? :/ wszystko przez łacinę klasyczną, ale ja tak bardzo ją chcę ;(

/// Nie skończyłem o podróży, dla tych, którym się to nie podoba - spokojnie, już niedługo.
//// Piszę ostatnio do pana B na gg, a on nie odpowiada ;/