10 Września 2013
Ktoś właśnie czyta komentarz opublikowany pod jego postem. I uśmiecha się. W jego własnym mieście żyje sobie piętnastolatek. Niesamowite, prawda? Tym bardziej, że ten chłopiec natrafił przez przypadek na jego bloga...
Po czym zapomniał o nim. Zapomniał, o takim wzniosłym dziele!
Jednak w świetle wydarzeń następujących można mu wybaczyć ów jakże kardynalny błąd.
28 Lutego 2014
Pewien chłopak kolejnym przypadkiem natrafił na jakiegoś bloga... trafiał tak kilka razy, a tak się złożyło, że należał do grona "szczęśliwców" piszących drugi etap konkursu kuratoryjnego z języka niemieckiego. O dziwo inny chłopak, pisujący od czasu do czasu swojego bloga, postanowił również napisać konkurs. Tak, z niemieckiego, dokładnie dwa etapy. A następnie - musicie wiedzieć, był to niezwykle rozpisany chłopak - nabazgrolił posta z opisem tego, co wypisał (:o).
I pierwszy z dwóch piętnastolatków (sic! To ci sami!) skomentował ten wpis, i komentował, komentował... Ktoś dowiedział się, że nie dość, iż nie znał pierwszego chłopaka, już minęło ich pierwsze spotkanie. Dosłownie metr od siebie stali lub szli, oczekując konkursu.
2 Marca 2014
Na dobitkę inny czytelnik przepowiedział pod spodem, jaki to wielki romans się szykuje. Ot, taki żart.
7 Maja 2014
Tego samego dnia nadchodzi odpowiedź. Pewien chłopak trafia na bloga i przyznaje autorowi całkowitą rację, rozumie go i zostawia komentarz. Autor, jak zwykle, odpisuje. Może jest zdesperowany, a może otwarty na znajomość... Proponuje jakiś kontakt. Chłopak się zgadza, widocznie obaj czują, że potrzeba im rozmowy. Z dzisiejszej perspektywy wiadomo, kto bardziej. Drugi piętnastolatek nie miał z kim rozmawiać o sobie.
2014
Kilka dni później stawiają pierwsze kroki na czacie. Piszą nieregularnie, rzadko. Trochę się różnią. Trochę pokrywają.
Kilka miesięcy później wciąż lubią ze sobą pisać, piszą co kilka dni, choć tak naprawdę jeszcze się nie widzieli. Znają zaledwie linijkowy opis tego drugiego.
Ale kontakt się rozwija. Dochodzi do przeniesienia rozmów na portal społecznościowy, gdzie znają swoją tożsamość. Wiedzą o tym, że mieszkają w jednym mieście. Radość im sprawia, gdy dowiadują się, że prawdopodobnie będą chodzić do tej samej szkoły.
Brakowało kilkuset metrów, by znowu się spotkali. Na jeziorze, w wakacje. Ten na brzegu, a tamten w kajaku.
Brakowało niewiele, by dostali się do jednej klasy.
Po początku roku pisali ze sobą codziennie. Spotkali się po raz pierwszy. Zdenerwowani, zaintrygowani. Po raz drugi, trochę lepiej. Kontakt się rozwijał. Powoli okazywało się, że nie mają nic przeciwko sobie, posiadają podobne charaktery. Że zaczynają się lubić.
Zaczęli się sobie podobać. No dobrze, przynajmniej jednostronnie. Spotykali się jeszcze trochę, pisali jeszcze więcej. Mijali się na korytarzu szkolnym. Przytulili się. Ze zdenerwowaniem? Na pewno z podnieceniem. Z dreszczem. To nie dziewczyna. I nie odrzuca kontaktu fizycznego.
Spotkali się raz, rozmawiali, spacerowali. Było pusto. Pusto wszędzie dookoła poza ich obecnością. I wtedy zdecydowali. Zdecydowali, że będą razem.
I piszą codziennie bez przerwy, do dziś. Spotykają się, rozmawiają. A piętnastolatek mógł zapomnieć o blogu i nigdy nie napisać.