czwartek, 6 listopada 2014

75. Ostatnio

Notki nie muszą być długie, prawda?

Toteż ta nie będzie.

Na kurs dodatkowy (CAE) angielskiego przyszedłem już parę tygodni temu, ale zapomniałem jakoś napisać. Wskazano mi salę, wszedłem, a tam nikogo nie ma :o Chwilę później wchodzi pani i przeprosiwszy za pomyłkę, wskazała mi właściwą salę. Właściwą - tylko oficjalnie, ja poczułem się bardzo niewłaściwy xD

Mianowicie, grupa około ośmiu osób, o składzie dwudziestoparolatków po studiach lub kończących je... Ale tę salę mi wskazano. Wchodzę, siadam, sama nauczycielka pyta ze zdziwieniem:
- Jesteś pewien, że dobrze trafiłeś?
Okazało się, że lepiej trafić nie mogłem. To była po prostu moja grupa. Dziś, z perspektywy kilku lekcji, oceniam ją dobrze, dogaduję się ze wszystkimi, znajdujemy (o dziwo!) wspólne tematy. Sporo słówek, ale to tylko pokazuje, jak bardzo się opieprzałem i skupiałem na ulubionej gramatyce czy etymologii.

Co poza tym? Na dzień zmarłych pojechałem do babci, dość blisko, ale standardowe dobre trzy godzinki jazdy takimi drogami. Typowe spędzanie czasu z babcią, znaczy się w sumie nie tak wiele, bo wziąłem ze sobą keyboard (dla praktyki xD) i sama babcia przyjmuje leki, ma swój tryb życia, więc nasz wspólny czas w piątek był znikomy.

W sobotę na niebie nie dało się przyuważyć niczego wśród wszechogarniającej bieli. I wtedy na myśl mi przyszło, że to dusze zebrały się nad cmentarzami, by obserwować i kontrolować bliskich, aby o nikim przypadkiem nie zapomnieli. Babcia z pewnością o nikim nie zapomniała, ponieważ kiedy skończyliśmy z bliższą i dalszą rodziną, zatroszczyła się ponadto o wszystkie zmarłe sąsiadki wraz z małżonkami. I zwyczajowo, obowiązkowo, grób nieznanego żołnierza. Czuję się dumny, kiedy przechodzę obok takich rzeczy. Bo zostałem tak wychowany, bo lubię i znam dobrze historię, bo gej nie oznacza kogoś wyróżniającego się, odrzucającego wszelkie schematy, tradycje i ideały. Ale to taka mini-dygresja.

Zawsze przy składaniu zniczy u dziadka, o którym mówi się, że zmarł, abym ja mógł się narodzić (bo oddzieliło nas od siebie zaledwie pół roku) interesował mnie jeszcze inny grób, naprzeciwko. Wystylizowany na leżący głaz, otoczony mniejszymi kamieniami, Zamiast płyty nagrobnej opatrzony odlanym słupem jasnego koloru, z podpisem: Zygmunt Sasin, Kapitan Żeglugi Wielkiej. Bardzo często myślałem o tym grobie, ciekawił mnie pan kapitan. Zastanawiałem się również, czy podobne inskrypcje nie są przypadkiem wyrazem pychy i dumy, w końcu na innych płytach nie zobaczymy podpisu: "Piotr Kowalski, mechanik", "Elżbieta Gawrońska, stara panna i bezrobotna", "Jezus, cieśla i mesjasz na pół etatu". Jednak z drugiej strony być kapitanem, i to być kapitanem żeglugi wielkiej jest zapewne nie lada wyczynem, toteż swoisty sentyment, który poczułem do grobu naprzeciwko, wciąż pozostaje. W tym roku zapragnąłem czegoś w końcu się dowiedzieć na temat kapitana, jednak niefortunnie jego dane wpisane w google nic nie mówią. No cóż, pozostanie dla mnie zagadką i sympatią. Sympatia do zmarłego - tak, tak.

Dzisiaj wracając do domu autobusem zauważyłem przed sobą siedzącą starszą panią, o wieku około pięćdziesięciu lat i wadze raczej typowej dla ludzi w tym wieku (Nie za gruba, ale szczupłą bym jej nie nazwał), o wyglądzie... Cóż, pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, brzmiała: "lafirynda". Kolorowa spódnica, czarne futerko z lamparcimi kołnierzykami pasującymi do torebki o identycznym wzorze, kolący oko kontrast błękitnej apaszki/chusty i żywoczerwonego lakieru do paznokci oraz szminki, sporo czerni wokół samych wspomnianych oczu i farbowane, jasne blond włosy. I ta oto pani grała sobie na smartfonie. Obserwowałem ją jakiś czas (właściwie przy swojej pozycji byłem na to skazany, nie dało odwrócić się tak, by na panią nie patrzeć) i rozmyślałem przy okazji. W tym miejscu przepraszam, bo dwa pierwsze skojarzenia to właściwie słowa "rewia" i "estrada". Po prostu... bardzo kiczowaty, krzykliwy, niecodzienny strój. Nie zamierzam robić wywodu na żaden temat, po prostu uznałem taką osobę za wartą opisania. Wychodząc z autobusu wymyśliłem jeszcze, że wygląda jak prostytutka, jednak natychmiast zreflektowałem się, że w tym wieku nie miałaby zbyt wielkiego powodzenia i czym prędzej porzuciłem okropny pomysł.

Ostatnio czuję się jak aktor, mający wypowiedzieć ważną dla siebie kwestię, ale wciąż nie nadchodzi odpowiednia scena...


// Wiem, że miała być krótka.

/// Wymieniłem już 56 maili z S, wow (i przewiduję, że i pod tym postem pojawi się komentarz) ;)
//// Napisałem olimpiadę ekonomiczną, szkoda gadać xDD W poniedziałek z angielskiego ;p

7 komentarzy:

  1. Dżyzas, aż tyle tego było? Cóż za statystyki szczegółowe... Faktycznie, wow. Cholera, wychodzę teraz na jakiegoś psychofana i jeszcze SZ będzie zazdrosny czy coś... ;)

    57-my w drodze, ale strasznie jestem w tym tygodniu robotą zawalony i nie mogę się od paru dni zebrać :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Spokojnie, drugie miejsce zajmuje aż 13 maili xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałem. Jestem zafascynowany. Tobą :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj za bardzo cicho :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej! Tak tu pusto, to napiszę, żebyś wiedział, że czytam ^^ Fajny post, jak zawsze :) Jestem z Twoim blogiem na bieżąco, jednak należę do osób leniwych, więc nie komentuje ;_;


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, chyba brakowało mi zapewnienia xD Zafascynowany? Powiedziałbym raczej, że jestem żałosny zbyt często, i zbyt mało od siebie wymagam względem pasji ;p A przyzwyczaiłem się już do tego, że większość czytelników jest leniwa (Ja też... ;_;) Co do nowego posta, pojawi się tylko i wyłącznie w momencie jego pojawienia się, nie wcześniej. I w nim postaram się wyjaśnić, dlaczego nadszedł z takim opóźnieniem. Zresztą, chyba sami zrozumiecie ;)

      Usuń