Daleko, za wszelkim poznaniem
I kiedyś, nim wszystko się stanie
Odżywa, czekając wieczora
Pani oblodzonego jeziora.
Śród borów, bagien, wrzosowisk
Gdzie jutrznia pogorzelisko ostawia
Gdzieś tam, śród ponurych okolic
Pani jeziora co dzień się zjawia.
Gdy pójdziesz na północ, co północ
A na południe jak takaż pora
Przyjdzie, i nie jest ułudą
Pani oblodzonego jeziora.
Bacz, by powitać ją godnie
I bacz, czy aby nie gniewna
Za łaskę jej dziękuj ochotnie
Kozła i wieprza wystrugaj z drewna.
Kiedy odbierze niedbale twe dary
Rozpruj zająca, by jako zmora
Juchę z czarnej pić mogła czary
Pani oblodzonego jeziora.
Nóż jeno obetrzyj z posoki
Nie pytaj, nie mów, obserwuj
Boć dała, choć prawi wyroki
Swoiste nobile verbum.
Nim kroplą ostatnią wybroczy
Puchar sinego przeora
Do grobli w ofierze wytoczy
Dla pani oblodzonego jeziora.
Jeżeli czerwień ozdobi jej wargi
I zacznie kusić cię poprzez wdzięki
Nie wdawaj się w prośby ni targi
Na słowa swej pomnij przysięgi.
Pójdziesz wiedziony dotykiem jej skóry
Aż do polany, ołtarza zimnego
Postawisz na nim
drewniane figury
Dla pani jeziora mglistego.
I wówczas własnego dobędziesz noża
Legniesz na ołtarz, bo taka jej wola
Spojrzysz w milczeniu, gdzie gwiezdna loża
Czekając na panią błękitu jeziora.
Powieką nie ruszysz, a mięśnie rozluźnisz
Uśmiechniesz się strasznie na myśl o otworach
W których raz po raz zagłębia swe ostrze
Pani purpury jeziora.
Wnet zesztywniejesz, gdy z cięć rytualnych
Zbyt się zabarwi pobliska kora
Gdy soki twe zbierze i mięso ci wytnie
Pani szkarłatu jeziora.
Tak cię żywego uśmierca
W drewnianych posążków asyście
Przegryza arterie wiodące do serca
Pożera cię uroczyście
Krwawego jeziora żerca.
Prawdziwą się staje wyroczni metafora
Serce raz żute osoczem wybuchło
Nadchodzi z eteru straszliwa Mora
Gdy w toni pochłania twą duszę i truchło
Pustelnica martwego jeziora.
// Powziąłem decyzję o publikacji wierszy gdzie indziej, jednak z moją decyzyjnością jeszcze to potrwa, zanim naprawdę zacznę xd
/// Bardziej treściwy post jest w drodze, wińcie za to nauczycieli ;p