poniedziałek, 25 sierpnia 2014

59. Północna Italia IV

7. Buongiorno!

Obudziłem się w luksusowym domku na luksusowym campingu. Zjedliśmy wszyscy czym prędzej równie luksusowe polskie śniadanie i ruszyliśmy na poszukiwanie plaży. W końcu trzeba choć raz skorzystać z jeziorka, które ma aż 50 km (i w pizdu szerokości)!

Oj, a wszędzie zacumowane jachty. Nie zauważyliśmy przedtem, w jak bardzo wystawnym miejscu się zagnieżdżamy. I żadnego kąpieliska nie widać.

Zatem szybka decyzja - chuj z plażą, jedziemy zwiedzać! (a tak poważnie to mieliśmy zaplanowaną drugą plażę na później)

8. Włoski Hel

Pojechaliśmy zatem dalej przy jeziorze, na niewielki cypelek wcinający się w wodę niby sztylet w gołe ciało. Albo, mniej poetycko, chuj w dupę.

Mieściła się na nim malownicza mieścina xD Sirmione nazywana była. Po drodze na plażę minęliśmy bajkowy zamek w bajkowych uliczkach przy bajkowym kościółku. A przy plaży piękne wzgórza, skarpy, zajebiste fale i woda do kolan przez ponad pięćdziesiąt metrów ;p

Ale streszczając się, na plaży zrobiliśmy wszystko, co na plaży się robi.

9. Włoskie jedzenie

Pozwolę sobie przytoczyć fragment mojej rozmowy z koleżanką, bo myślę, że dobrze w nim opisałem nasz obiadek ;3

o jedzeniu mogę powiedzieć tyle, że, jak to w krajach z euro... jest drogie. I przepyszne Oczywiście, jeśli wiesz, jak je znaleźć. Nie w barze, czy nawet wyszukanej, mało rodzimej restauracji, ale najlepiej w typowej włoskiej, nie przy głównych ulicach, pizzerii lub trattorii. Pierwsze dobre włoskie jedzenie czekało na nas niecierpliwie w Sirmione - przepięknym miasteczku nad jeziorem Gardą, o podobnej lokalizacji, co Hel - na wąziutkim cypelku. Po bajkowym zamku i gorącej plaży naszą rodzinę niesamowicie zmógł głód, głód, którego nie dało się zamaskować wcześniejszymi lodami, toteż wartko popędziła nasza jednostka brukiem i deptakiem do pizzerii. Prawdziwej, włoskiej. W środku był wielki piec na ciasta i otwarta kuchnia, gdzie kucharze (sami faceci!) przygotowywali swoje specjały. Zamówiliśmy dwie pizze i jedno calzone. Znasz calzone? To ten rodzaj pizzy z ciastem zwiniętym w wielkiego pieroga ^^ I wszystko było pyszne To calzone z serem, salami i czymś jeszcze, ale ser! Jak on się ciągnął... Pizze nawet pamiętam, Diavola i Specialita, obie pikantne, w takim idealnym stopniu
[...]

Otóż, w tej pizzerii była też jakaś wycieczka, niestety chińska (bo wolę japończyków ;p) i tylko jeden mówił coś iście łamaną angielszczyzną do kelnera. A poza tym nie rozumieli nic, co włosi do nich mówili i tylko się uśmiechali, gdy jasne było, że padł jakiś żart lub tamci się uśmiechali. Wyszli po jedzeniu, żegnając się popularnym: "bye, bye!" a kelner do nich przyskoczył, roześmiany, i pomimo braku (dosłownego) zrozumienia zaczął się awanturować, dlaczego nie żegnają się w ojczystym języku
A, w takiej facebookowej konwencji, zawsze to urozmaicenie ;)

Ale nie było czasu, tego dnia mieliśmy jeszcze w planach Weronę i Mantuę, a dochodziła 15 :/

10. Werona i cycki Julii

Już tłumaczę. Ci z was, którzy nie czytali lub nie pamiętają Romea i Julii, mogą nie wiedzieć również, że to w Weronie właśnie toczy się cała akcja dramatu. Zaczęliśmy bardzo klasycznie. Uliczki, uliczki, i jeszcze więcej uliczek, prowadzących na plac. A na placu, klasycznie, zabytki. W tym wypadku rzymska Arena z I wieku i symetryczny pałac w wielkim portykiem z kolumnadą. Mamy zdjęcia z legionistami, którzy stali sobie przed Areną :D Oczywiście dopiero po zdjęciu okazało się, że chcieli pieniędzy. Do przewidzenia...

Dla nas to było malownicze, rozjebujące i w ogóle, jednak was chyba nie zachwyci kolejna informacja typu "uliczki, piczki, uliczki,o, a na końcu placyk". Tak właśnie było.
ALE...
Z placyku weszliśmy na piękny, typowy dla renesansu dziedziniec pokaźnego, majestatycznego pałacu. Bardzo ładny, ale ja nie o tym.

Jak się dowiedziałem, w Weronie istnieje Dom Julii :o Casa di Giulietta - może niewielki, i może do niego nie weszliśmy, ale dotykałem cycków Julii, to się liczy!... Jak jakieś setki tysięcy ludzi :/ Nieźle wypolerowany ten cycek xD Ale fajny posąg mimo to :D Czemu w Olsztynie nie ma na przykład... nagiego Kopernika? xD

No i cóż? Nadszedł wieczór...

11. Mantuę chuj trafił

Mantuę chuj trafił, bo nadszedł wieczór. Wróciliśmy na camping.


//Przepraszam za mniejszą atrakcyjność i polot tego tekstu, ale pisałem go w trzech częściach i to bez wielkiego pomysłu :/

///ST to jednak chuj, zakochał mnie w sobie ;p

2 komentarze:

  1. Aaaaaaaa, nie zakochiwać się w heterykach, to masakra!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie no, dowaliłeś z tym Kopernikiem :P

    OdpowiedzUsuń