MT powiedziałem już tydzień, dwa temu, ale wciąż mi się smutno robi, jak sobie o tym przypominam :c
Ogarnijcie tylko sytuację. Wychodzimy ze szkoły, zakręcamy tuż za róg, pod mur. Nie ma szans, że ktokolwiek wyjrzy i zobaczy. Nikt nie tamtędy nie przechodzi. Jesteśmy całkiem sami.
A ja go poprosiłem o jeden, jedyny raz, kiedy będzie musiał zrobić coś, co go nie uszczęśliwia, ale przecież nie smuci, nie sprawia bólu. Jest mu czymś obojętnym, czymś, co codziennie robi- z dziewczynami. Oczywiście, niektórzy powiedzą, że to jest akurat normalne, że między chłopakami i dziewczynami hetero zawsze będą bardziej naturalne relacje, że po prostu MT nie chciał mi robić nadziei, ale: ja wiem, że on jest hetero, on zapewne również zdaje sobie z tego sprawę (że ja to wiem), więc oczywiste jest, że nie zrobiłoby mi to jakichś złudnych nadziei.
Zatem co przeszkadza w uszczęśliwieniu kolegi, który mimo to trwa w niefortunnej miłości i oczekuje jedynie zrozumienia oraz niewielkiego gestu?
Idiotyczne uprzedzenie. Nie byłoby problemu, nie wydarzyłaby się taka sytuacja, a ja zapewne nie założyłbym tego bloga. Bycie tym, kim jestem, nie powinno stanowić dla nikogo problemu. Przez różne totalitarne ustroje XX wieku, przez Kościół Katolicki w średniowieczu (teraz zresztą również).
Chociaż... optymistycznie patrząc, jakiś urok w tym dostrzegam. Głównie dzięki temu zacieśniłem relacje z M, P... i z MT mam nadzieję też :D. Poza tym, każde pojedyncze ujawnienie się potrafi dostarczyć trochę adrenaliny :D
Takie moje przemyślenia :D
A co tam u was?
Jutro koniec roku szkolnego, cieszmy się :D
Narqa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz